Filologia bałkańska zmieniła moje życie... Pusty frazes
pisany, by zachęcić innych do studiów? Nie w tym wypadku.
Zdecydowałam się na filologię bałkańską ze względu na zauroczenie Chorwacją. Byłam tam kilka razy z rodzicami, podobał mi się kawałek egzotyki, który jednak był tak blisko. Zaczęłam się uczyć serbskiego i bułgarskiego. Przez rok serbski był dla mnie najważniejszy, w końcu pozwalał mi na porozumienie się w Chorwacji. Jednocześnie pracowałam jako animator dla dzieci. Po roku studiów na filologii chciałam wyjechać do pracy na wakacje. Poszłam na casting do jednej z firm turystycznych, które organizowały wyjazdy animatorów do hoteli.
Nie wiem czemu, uparłam się, żeby wyjechać do Grecji. Jednak nie posłuchano mnie, bowiem podałam, że mam podstawy bułgarskiego. Wysłano mnie do hotelu w małym mieście, niedaleko tureckiej granicy. Byłam ja i jeszcze jedna Polka. Miałyśmy prowadzić klubik dla dzieci, brać udział w dyskotekach dziecięcych... Współpracowałyśmy z 9-cio osobową ekipą Bułgarów. Naszym szefem oczywiście też był Bułgar. Z początku porozumiewałam się z nimi tylko po angielsku. Jednak wiadomo, kiedy jest się w tak dużej ekipie ciężko jest nie mówić po swojemu. Kiedy więc spotykałyśmy się z nimi, często rozmawiali między sobą po bułgarsku. Na początku rozumiałam pojedyncze słowa, potem zdania. Jednocześnie próbowałam mówić po bułgarsku. Jednak by nie narazić się na żarty, rozmawiałam z małymi dzieciakami, którymi się zajmowałam. Czasem to one pytały: Czemu mówisz tak dziwnie? Tłumaczyłam, że jestem Polką i wtedy już był tylko podziw. Bo jak to Polka a jednak mówi w naszym języku?
Zdecydowałam się na filologię bałkańską ze względu na zauroczenie Chorwacją. Byłam tam kilka razy z rodzicami, podobał mi się kawałek egzotyki, który jednak był tak blisko. Zaczęłam się uczyć serbskiego i bułgarskiego. Przez rok serbski był dla mnie najważniejszy, w końcu pozwalał mi na porozumienie się w Chorwacji. Jednocześnie pracowałam jako animator dla dzieci. Po roku studiów na filologii chciałam wyjechać do pracy na wakacje. Poszłam na casting do jednej z firm turystycznych, które organizowały wyjazdy animatorów do hoteli.
Nie wiem czemu, uparłam się, żeby wyjechać do Grecji. Jednak nie posłuchano mnie, bowiem podałam, że mam podstawy bułgarskiego. Wysłano mnie do hotelu w małym mieście, niedaleko tureckiej granicy. Byłam ja i jeszcze jedna Polka. Miałyśmy prowadzić klubik dla dzieci, brać udział w dyskotekach dziecięcych... Współpracowałyśmy z 9-cio osobową ekipą Bułgarów. Naszym szefem oczywiście też był Bułgar. Z początku porozumiewałam się z nimi tylko po angielsku. Jednak wiadomo, kiedy jest się w tak dużej ekipie ciężko jest nie mówić po swojemu. Kiedy więc spotykałyśmy się z nimi, często rozmawiali między sobą po bułgarsku. Na początku rozumiałam pojedyncze słowa, potem zdania. Jednocześnie próbowałam mówić po bułgarsku. Jednak by nie narazić się na żarty, rozmawiałam z małymi dzieciakami, którymi się zajmowałam. Czasem to one pytały: Czemu mówisz tak dziwnie? Tłumaczyłam, że jestem Polką i wtedy już był tylko podziw. Bo jak to Polka a jednak mówi w naszym języku?
Po miesiącu oznajmiłam moim Bułgarom: mówcie do mnie
tylko i wyłącznie po bułgarsku. Jeśli nie będę czegoś rozumiała – wtedy zapytam
po angielsku. Oczywiście... Na początku powstało mnóstwo żartów apropo mojej
wymowy, akcentu, czy popełnianych błędów językowych. Funkcjonują one zresztą do
dziś wśród moich przyjaciół. Ale nie zrażałam się. Dzięki temu zyskiwałam też
przyjaciół. Stawałam się im bliższa. Łatwiej było wytłumaczyć coś mi, niż mojej
koleżance (co niestety postawiło ją w niezręcznej sytuacji, jako jedynej która
nie mówiła po bułgarsku). Razem żartowaliśmy, a ja poznawałam przede wszystkim
– normalny, codzienny bułgarski. Ludzie, którzy ze mną pracowali byli z różnych
stron Bułgarii – Burgas, Pleven, Plovdiv, Sliven... Dzięki nim nauczyłam się
slangu z każdego krańca Bułgarii. Lato mijało, ja szkoliłam język. Najbardziej
dumna ze znajomości bułgarskiego poczułam się, kiedy po wycieczce do Nesebaru
poszłam do mojego najlepszego przyjaciela, by mu ją opowiedzieć... Zawsze
miałam dużo do powiedzenia, więc trajkotałam chyba z 15 minut. Po tym on
spojrzał na mnie i mnie zapytał: Całą noc ćwiczyłaś tą wypowiedź? Okazało się,
że popełniłam może dwa błędy w całej piętnastominutowej gadaninie.
W hotelu, nie oszukujmy się – nie poznałam za bardzo
prawdziwej Bułgarii. Lecz zdążyłam się w niej zakochać.
Podróżowałyśmy z koleżanką trochę po wybrzeżu – Sozopol, Nesebar, Primorsko, Burgas...
Podróżowałyśmy z koleżanką trochę po wybrzeżu – Sozopol, Nesebar, Primorsko, Burgas...
Sozopol |
Nesebar |
Burgas |
Zakochiwałam się zarówno w odwiedzanych miejscach, jak i w
kuchni, tradycjach i oczywiście napotkanych ludziach, którzy jak tylko
dowiadywali się, że mówię w ich języku, traktowali mnie jak własną rodzinę.
Poznałam swojego najlepszego przyjaciela i w sumie trochę dzięki niemu
zdecydowałam – Chcę wyjechać na Erasmusa!
Przed wakacjami zapisałam się na Erasmus do Plovdiv. Nasza
nauczycielka bułgarskiego bardzo namawiała nas na ten wyjazd, jako szansę
zobaczenia kraju. Jednak jeszcze w wakacje wysłałam jej e-mail z rezygnacją.
Teraz już sama nie wiem, dlaczego. Po wakacjach pierwsza rzecz, jaką zrobiłam
było wysłanie pytania – Czy jednak mogłabym jeszcze wyjechać? Na szczęście
miejsc do Bułgarii jest dużo, w stosunku do chętnych, więc udało mi się
odkręcić moją pomyłkę. Przemęczyłam się 6 miesięcy w Polsce, żyjąc już tylko
wyjazdem.
W lutym 2013 roku wyjechałam na Erasmusa do Plovdiv.
Jechałam z dwójką znajomych ze studiów. Na miejscu w Plovdiv czekał już mój
przyjaciel z letniej ekipy, więc zaaklimatyzowanie poszło mi dość szybko.
Akademik, który przydzielono mi i koleżance... Nie będę oszukiwać – okazał się
porażką. Ale w ciągu tygodnia znaleźliśmy w trójkę bardzo fajną, nie bardzo
drogą kwaterę.
Kwatera vs. Akademik – Kwatera tańsza ;)
|
O całym Erasmusie mogłabym tak naprawdę opowiadać godzinami.
Mnóstwo wspaniałych ludzi z różnych krajów Europy, niesamowita atmosfera,
lekkie życie studenckie ;) Ze względu na to ostatnie i wiele wolnego czasu
zaczęłyśmy z koleżanką podróżować stopem. Zwiedzałam najdalsze zakątki Bułgarii
za darmo i dzień po dniu kochałam ją coraz bardziej. Zdjęć jest ponad 2 tysiące
dlatego podzielę się tylko tymi z miejsc, które uważam za obowiązkowe do
zobaczenia ;)
Plovdiv :) |
Asenovgrad
|
Plovdiv :)
|
Gabrovo
|
Panorama v Pleven |
Bachkovo – drzewo pełne martenic – bułgarska tradycja
związana z nadejściem wiosny
|
Sofia – Nevski |
Koprivshtica |
Veliko Tarnovo |
Veliko Tarnovo
|
Sozopol wiosną ;)
|
Góry Bałkan |
Lovech |
Tryavna |
Erasmus to czas, kiedy czułam się najszczęśliwsza w moim
życiu. Byłam blisko najlepszych przyjaciół, poznawałam ciągle nowych ludzi i
podróżowałam.
-----
za tydzień część II: nie tylko Erasmus i nie tylko Bułgaria, ale nadal niesamowite Bałkany! :)
autor: Aleksandra Marszałek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz